Z moją rodziną wybraliśmy się pod namiot. Takie spokojne miejsce, no ale okazało się, że jednak za spokojne. W okolicy nie było żadnego baru, restauracji, jedynie sklep spożywczy. To nie to samo co wielka Warszawa, gdzie sklep jest na każdym kroku. Byłam zasmucona, że nie zjem sobie żadnego gofra ani nic na ciepło.
Gdyby nie grill gazowy…
No ale z pomocą przyszedł nam właściciel pola namiotowego i jego grille gazowe broil king, które wystawił, żeby wszyscy mogli sobie tam coś kupić i grillować. To był miły gest z jego strony, bo nawet wegetarianin przecież mógł sobie, chociażby kanapkę z serem ugrillować i mieć tosty. Ucieszyłam się, że taki grill gazowy broil king tutaj jest i wraz ze znajomymi poszliśmy do tego spożywczaka kupić prowiant. Kupiliśmy kiełbaski oczywiście i jakieś przyprawy, żeby posypać nasze mięso, aby miało głębszy smak. No i ja sobie jeszcze jakieś warzywa kupiłam, żeby zrobić szaszłyki. Skromne, bo skromne, ale zawsze coś. Jak wróciliśmy to ludzie z pola namiotowego już sobie grillowali, i musieliśmy znaleźć miejsce na grillu dla siebie. Na szczęście jeden grill broil king był praktycznie pusty, i tam rozłożyliśmy kiełbaski. Już jak wracaliśmy na to pole, to czuć było z daleka te wszystkie zapachy. Aż mi ślinka poleciała, już nie mogłam się doczekać, aż zatopię swoje zęby w tych przysmakach. Niestety, nie przemyśleliśmy, że jakieś sztućce mogą się nam przydać, i nie wzięliśmy ich ze sobą, więc jak już się grill udał, i mięso było gotowe, to poszukaliśmy patyków, i gałązek z drzewa, nadzialiśmy na nie nasze kiełbaski i tak jedliśmy.
Bez krojenia, ha ha szaleństwo, no ale każdy musi czasem przeżyć takie spartańskie warunki, bo to dobrze wpływa. Przynajmniej będzie co wspominać na długie lata. Fajnie, że ten pan nas uratował tymi grillami, bo byśmy byli o wodzie i chlebie.
Czytaj więcej na: www.web-grille.pl